LovelyPL's post
cancel
Showing results for 
Search instead for 
Did you mean: 
Level 10

Re: Kto się zgłosił na Summit?

@LovelyPL 

Witam, wybrałem się i będę uczestniczyć w szczycie w San Fransisco, ale w dłuższej perspektywie pojechałbym do Polski po mojej podróży do San fransisco, z nadzieją na spotkanie z innymi miejscowymi przewodnikami w Polsce, ponieważ to będzie moje Nowe miasto wkrótce od kilku miesięcy.
Level 8

Re: Kto się zgłosił na Summit?

Bardzo ładny opis :)

 


@PrzemysławS wrote:

Robercie, 

Podpowiem, że nie ma lepszej formy nauki języka niż takie wyjazdy. Serio.

 

Sam w szkole byłem uczony pięciu języków. Problem w tym, że jest różnica pomiędzy „byłem uczony” a „uczyłem się” (czyli prawdopodobnie pomiędzy „I was teached” i „I was learn”).

Pamiętam, gdy pierwszy raz pojechałem do Irlandii Północnej, mój angielski był na takim poziomie, że gdyby nie sklepy samoobsługowe, to pewnie zmarłbym tam z głodu.

Jechałem na ślub przyjaciółki nie będąc zaproszonym – nikt nie wiedział, że przyjeżdżam, więc nikt nie czekał na lotnisku, nikt nie czekał w domu, do tego to był mój pierwszy zagraniczny, samodzielny wyjazd, pierwszy raz też leciałem samolotem, więc nawet procedury lotniskowe (odprawa bagażu, odprawa paszportowa itd) były dla mnie nowe... (przez odprawę paszportową na pierwszym lotnisku przeprowadziła mnie poznana w samolocie Polka – nie mam pojęcia co naopowiadała celnikowi).

Pierwszy problem pojawił się na lotnisku w Luton, gdzie miałem przesiadkę – przez pół godziny szukałem jakiegoś rozkładu jazdy (przecież lotnisko to taki większy dworzec) i dopiero po tym czasie zorientowałem się, że nad drzwiami – przez które już kilka razy przechodziłem – widnieje napis "Arrives". Przypomniała się pierwsza czytanka z francuskiego "Lili arrive a Paris" (czyli "Lili przyjeżdża do Paryża"). Wyciągnąłem rozmówki, sprawdziłem, że po angielsku to znaczy to samo oraz, że "Odloty" to "Departures" – teraz już wiedziałem, że to osobne hale i wiedziałem czego szukać  🙂 a dzięki stresowi pamiętam te słówka do dzisiaj  😄

Potem był problem w Belfaście, bo nie byłem pewien czy autobus do Newry jedzie przez Banbridge. Do rozwiązania problemu posłużyła kartka papieru, długopis i dobre chęci pani sprzedającej bilety   🙂

Kolejny wielki problem – hotel. Ja zadawałem pytania, facet po-wo-li,     z        dłu-gi-mi    od-stę-pa-mi          po-mię-dzy       wy-ra-za-mi    odpowiadał... niestety dopiero za piątym razem zrozumiałem, co oznacza refren powtarzany przez niego po każdym zdaniu... Brzmiał on mniej-więcej tak: " but     we     havn't     free     rooms", potem odwiedziłem jeszcze jeden hotel (w nim też nie było miejsca), ale recepcjonistka zlitowała się nade mną i obdzwoniła wszystkie hotele w okolicy, a następnie wezwała mi taksówkę. Następnego dnia okazało się, że kościół w którym był ślub to nie ten sam pod którym czekam. Na stacji benzynowej poinformowano mnie, że tamtej znajduje się kilka mil dalej, ale zamiast wskazać mi drogę, kazano wsiąść do auta i zawieziono mnie na miejsce.

Po ślubie zamiast ze wszystkimi jechać na zdjęcia, trafiłem do salki, gdzie siedziały same babcie, które bladego pojęcia nie miały o Polsce, więc zadawały 100 pytań do... (a gdzie jest Polska? [między Niemcami a Rosją] Ale to już za żelazną kurtyną prawda? A są u Was węże? A zimą jest u Was zimno? a ile to jest minus pięć stopni Celsjusza? no i... a dlaczego zabijaliście Żydów...). Odpowiadałem jak u Cejrowskiego – patrz Post Scriptum (fragment boldem), z tym, że ja nie miałem tłumacza...

Trzeciego dnia pojechałem w góry z poznanym na weselu 65-letnim Robertem i jego synem. Robert bardzo dużo opowiadał o jakiejś ścianie – myślałem cały czas, że chodzi o pasmo górskie, ale okazało się, że na grani wokół kotliny w latach 30-tych zbudowali mur, żeby zabezpieczyć zbiornik wody pitnej znajdujący się w tejże kotlinie. Znaczy: okazało się, gdy już do tego muru dotarliśmy   🙂

Wieczorem jadłem kolację u nich w domu i żeby uniknąć odpowiadania na ich pytania (których nie rozumiałem, albo brakowało mi słownictwa, żeby złożyć jakieś zdanie) streściłem im historię Polski (używając jedynie kilku słów, tj. liczebników, słów "Poland", "battle", "win" i chyba "lost")...   😄

Czwartego dnia, gdy już wracałem na lotnisko, otwarła się w głowie jakaś szufladka i przypomniało mi się, że w trzeciej osobie czasu teraźniejszego na końcu czasownika dodajemy "-s". Nikt mi nie zwracał na to uwagi. To po prostu siedziało gdzieś w głowie i teraz wypłynęło. 

W Luton znów miałem przesiadkę i 4 i pół godziny czasu – postanowiłem pozwiedzać Londyn... To było głupie. Autobus w jedną stronę jedzie półtorej godziny... Gdy wracałem kierowca nie chciał mnie wpuścić, bo nie było wolnych miejsc...

 

To tylko kilka największych, najbardziej stresujących sytuacji – ale wierz mi, że nie ma skuteczniejszej metody na naukę języka (oczywiście trzeba mieć jakieś podstawy, w moim przypadku był to rok nauki w podstawówce i dwa lata nauki w szkole policealnej, moim zdaniem raczej niedużo). 

 

W wyjazdach z Google fajne jest to, że możesz przyjechać i wyjechać w dowolnym czasie. Google płaci za przelot i za pobyt w czasie imprezy. Za pobyt poza terminem konferencji płacisz sam. Staram się przyjeżdżać na miejsce na tydzień przed imprezą. Dwa lata temu w ten sposób (współdzieląc koszty z Google) zwiedzałem Kalifornię. W zeszłym roku byłem w Szkocji.

Jestem przekonany, że warto. Warto w ten sposób poznać nowe miejsca, nowych ludzi, nowe smaki... A przy okazji poprawić język. 🙂

 

Pozdrawiam

    :-Przemo.

 

PS: Przypis z książki „Gringo wśród dzikich plemion” Wojciecha Cejrowskiego

Jestem Państwu winien wyjaśnienie:

Na kartach tej książki pojawiają się liczne dialogi z Indianami. Czasami nawet dość skomplikowane. W jakim języku były prowadzone?

Zwykle zabieram ze sobą przewodnika, który włada hiszpańskim oraz kilkoma narzeczami okolicznych plemion. Wówczas rozmowy z Dzikimi prowadzę z jego pomocą.

Zdarza się, że sami Dzicy znają, już kilka słów po hiszpańsku. Na przykład trzy: gringo, nóż i zabić. To bardzo dobry początek. Na tej bazie można zbudować całkiem niezłe porozumienie. A potem albo obie strony szybko się uczą – bo chcą jeszcze pogadać – albo oni mówią do mnie: gringo, nóż, zabić, a ja ich nie słucham, tylko szybko biegnę.

Najczęściej jednak z mozołem przedzieramy się przez gąszcze niezrozumienia za pomocą wyrazów twarzy, mowy ciała, rozmaitych gestów, a także demonstrowania o co nam chodzi na przykładach.

Krótkie rozmowy prowadzone w ten sposób trwają niekiedy tygodniami, a potem w książce zostaje z tego zaledwie pół strony.

Dla Państwa wygody stosuję uproszczenie polegające na pominięciu osoby indiańskiego tłumacza, oraz tych wszystkich gestów i min. Proszę mi wierzyć – tak jest lepiej. (Kto nie wierzy, niech spróbuje powiedzieć: „Bardzo smaczna ta zupa z małpy, dziękuję” używając w tym celu wyłącznie słów: gringo, nóż i zabić.)

 



Angielskiego nie znam, ale próbuję się motywować do nauki.

 

Powoli, powoli może coś się nauczę :)

 

Na wyjazdy bym się nie zgłosił, bo tam trzeba w stopniu podstawowym operować tym językiem.
Na szczęście stać mnie na wyjazdy i korzystam z życia zgodnie z własnym planem.
Jak się podszkolę, to nie omieszkam skorzystać z takiej lub podobnej oferty.

Pozdrawiam.
Robert

Level 8

Re: Kto się zgłosił na Summit?

Bardzo ładny opis :)

Angielskiego nie znam, ale próbuję się motywować do nauki.

Powoli, powoli może coś się nauczę :)

 

Na wyjazdy bym się nie zgłosił, bo tam trzeba w stopniu podstawowym operować tym językiem.
Na szczęście stać mnie na wyjazdy i korzystam z życia zgodnie z własnym planem.
Jak się podszkolę, to nie omieszkam skorzystać z takiej lub podobnej oferty.

Pozdrawiam.
Robert

Level 8

Re: Kto się zgłosił na Summit?

W zeszłym roku próbowałem sił. W tym roku sobie podarowałem z ilości spraw na głowie. Swoją drogą fajny byłby taki wyjazd. Szkoda, że już raczej naszych spotkań w Polsce nie będzie.